Kasia i…”jeszcze tylko”

Są takie zwroty, których dorośli nie lubią słyszeć od swoich dzieci.

Nie chodzi mi o wulgarne słowa, które nie przystroją ani dzieciom, ani dorosłym, ani też  o słowa, którymi dziecko może zranić kogoś.

Są takie zwroty, którymi posługują się dzieci,    gdy nie do końca
w danej chwili słuchają rodziców. Do tych zwrotów zaliczamy: zaraz, prawie, jeszcze tylko, chwileczkę,         ale przecież… Są to zwroty, którymi dziecko stara się przesunąć granicę swojego panowania.

Mistrzynią w posługiwaniu się takimi sformułowaniami oczywiście jest Kasia – pasjonatka życia i poznawania świata. To poznawanie świata, jest u niej tak wielkie,  że czasami domowe obowiązki schodzą na bok, kosztem rozwiązywania nowego rebusu, oglądnięcia filmu przyrodniczego, albo po prostu przebywania
na podwórku i uganiania się za piłką czy kolorowymi motylami.

– Kasiu, jutro jedziesz na wycieczkę szkolną. Proszę cię, spakuj sobie rzeczy,        które masz przygotowane na biurku.
– Dobrze mamusiu. Zaraz to zrobię, jeszcze tylko skończę kolorowankę.
– Kasiu, od razu jak skończysz, proszę abyś się spakowała.
– Dobrze mamo. Na pewno to zrobię.
Kasia skończyła kolorowankę i zabrała się za pakowanie plecaka. Gdy włożyła         do plecaka kilka rzeczy, niechcący potrąciła ręką swoją budowlę z klocków,           która rozpadła się na kilka kawałków.
– O nie. To nie może tak być. Zaraz to poskładam – pomyślała Kasia i zaczęła naprawiać budowlę z klocków.
– Kasiu, jesteś spakowana?
– Już prawie mamusiu.
– Kasiu, pakujesz się godzinę.
– Tak ale jeszcze tylko muszę zbudować z klocków domek,
który mi się zburzył.
– Córeczko, zapomnisz czegoś jak będziesz się zajmować tyloma rzeczami na raz.
– Nie zapomnę mamusiu.
Kasia budowała, budowała i budowała. Po jakimś czasie, usłyszała głos mamy:
– Kasiu idź umyj ząbki i do spania!
– Dobrze mamusiu.
Kasia szybko schowała budowlę z klocków do pudełka i poszła
do łazienki. Wewnętrznie czuła, że trochę przesadziła z tą zabawą
i postanowiła od razu umyć ząbki, żeby mama się nie denerwowała.

– Kasiu. Jutro odprowadzi cię rano babcia, bo musimy iść wcześniej do pracy.
– Dobrze.
– Idź już spać, bo rano wcześniej wstajesz – powiedziała mama, będąc przekonana, że Kasia zapakowała już swój plecak…
bo przecież mama mówiła o tym już dwie godziny temu.

Rano, po szybkim śniadaniu, babcia odprowadziła Kasię na miejsce zbiórki – dworzec kolejowy.

Jazda pociągiem była fantastyczna. Zwłaszcza dla tych dzieci, które pociągami nie jeżdżą zbyt często, tak jak Kasia. Super zabawa trwała do momentu pojawienia się pana konduktora.
– Poproszę bilety do kontroli.
Pani podeszła do konduktora i pokazała grupowy bilet.
Ale konduktor poprosił, żeby dzieci przygotowały legitymację szkolną, która uprawnia do korzystania z ulgi biletowej.
Gdy podszedł do Kasi, ona już ze łzami w oczach powiedziała:
– Nie mam legitymacji.
– Oj, niedobrze – powiedział konduktor – ktoś tu będzie musiał dopłacić za bilet. Poproszę w takim razie jeszcze 6zł dopłaty.
– 6 złotych? Już daję.
Ale, Kasia nie miała jak zapłacić… bo niewielki portfel,
wraz z legitymacją szkolną został… na biurku.
Pani dopłaciła za Kasię i pogroziła palcem, że Kasia jedzie nieprzygotowana               na wycieczkę.

Górskie widoki były przepiękne. Pogoda jednak zaczęła się szybko zmieniać,           gdy zmienił się kierunek wiatru.
Coraz więcej chmur nad głowami, zapowiadało deszcz.
– Proszę ubrać peleryny, bo zaczyna padać – powiedział ratownik GOPR,                 który prowadził dziecięcą wycieczkę.
– Kasiu, dlaczego nie ubierasz peleryny? – zapytała pani.
– Bo… nie wzięłam…
Tego było już za wiele. Pani powiedziała, że będzie musiała porozmawiać z rodzicami, bo dziecko nie jest przygotowane
na wyjazd…

Okazało się, że Kasia zapomniała jeszcze bluzy
i jak zrobiło się zimno, to Kasia nie miała co ubrać.

Dlaczego tak się stało?